Ja chcę opa! – co możesz zrobić, gdy dziecko ciągle chce być noszone?
Niektórzy rodzice twierdzą, że słowem najczęściej używanym przez 2- i 3-latki jest: „nie!”. Według innych to raczej „opa!”. „Opa!” na schodach, „opa!” na spacerze, „opa!” już zaledwie po wyjściu z samochodu. Na samą myśl kiwasz ze zrozumieniem głową, a Twój kręgosłup zaczyna pobolewać? Cóż…Twoje zdrowie i komfort także są ważne, więc najwyższy czas zakończyć etap dźwigania.
1. Na spacerze
Zastanów się nad powrotem do wózka albo innym środkiem lokomocji – to porada dla rodziców, którzy słynne „opa!” regularnie słyszą na spacerach. Jeśli twoja pociecha domaga się noszenia po 20 minutach chodzenia, to być może rzeczywiście odczuwa zmęczenie. Sporo jest rodziców, którzy rezygnują z wózka w okolicach 2-go roku życia dziecka, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby korzystać z niego jeszcze dobry rok.
Co jednak, jeśli ta opcja jest wykluczona, ponieważ przed sobą prowadzisz już wózek… z niemowlęciem? Wówczas rozwiązaniem może być specjalna podstawka, którą zamontujesz do wózka. Dziecko w każdej chwili może na niej stanąć i być przewożone – ot, po sprawie.
Trzecia możliwość to zakup hulajnogi. Są tu jednak dwa minusy. Po pierwsze, za tak małym dzieckiem pędzącym na hulajnodze zazwyczaj trzeba biec. Po drugie, malec szybko się męczy i wtedy hulajnogę do noszenia dostajesz oczywiście ty. Niemniej, jeśli chodzi o krótkie dystanse (do sklepu i z powrotem), to takie rozwiązanie może się sprawdzić.
2. Na schodach
Stoisz przed klatką schodową z dwiema torbami zakupów, przed tobą cztery piętra do pokonania, a tu pada: „Opa!”? Nic z tego – to koniecznie trzeba zakończyć!
Pierwsze opcja to wytłumaczenie dziecku, że nie możesz wziąć go na ręce. Pokaż mu, że obie dłonie masz zajęte. Dodatkowo – co zazwyczaj się sprawdza, zademonstruj, jak ciężkie są twoje zakupy i powiedz: „Ciekawe, czy ty dałbyś radę to podnieść. Myślisz, że jesteś już taki silny?” Zazwyczaj to skutkuje, dziecko mierzy swe siły, a potem zapomina o sprawie, taszcząc np. czteropak papieru toaletowego. Nie zapominaj chwalić głośno i wszystkim, jakiego masz niesamowitego pomocnika!
Druga możliwość to odwrócenie uwagi. Kiedy twoja pociecha zaczyna domagać się wniesienia, możesz udać zaskoczenie i powiedzieć: „Ojej! Właśnie zaczyna się twoja ulubiona bajka! Musimy się pospieszyć, szybko, za rączkę, bo nie zdążymy!”.
W końcu trzecie rozwiązanie, czyli ustalenie hasła do wyścigów. Coś w stylu staromodnego: „Kto ostatni na górze, ten gapa!” Oczywiście zawsze będziesz ostatnia – pamiętaj o zrobieniu ciut zawiedzionej miny oraz pochwaleniu niesamowitej szybkości szkraba.
3. „Bo chcę jak dzidzia!”
Czasami dzieci przechodzą mały regres, gdy pojawia się kolejny członek rodziny. Może się to objawiać chęcią ssania smoczka, seplenieniem albo właśnie… domaganiem się noszenia „jak dzidzia”. Co możesz zrobić?
Bardzo dobrym rozwiązaniem jest wytłumaczenie dziecku, że dzidzia ma niektóre przywileje, ale i pewnych rzeczy robić nie może. Przykład: „Ola jest malutka i rzeczywiście musi być noszona. To jest fajne i wiem, że ty też byś tak chciała. Ale pamiętaj, że Ola nie może wielu rzeczy, na przykład jeść budyniu i ciasteczek. Jeśli chcesz być jak dzidzia, to dobrze, będziemy cię nosić, ale ty także nie będziesz dostawała słodkości i nie możesz oglądać bajek.”. To może się wydawać ryzykowne, ale w rzeczywistości praktycznie nie ma ryzyka, że dziecko pójdzie na taki układ.
4. „Bo nie i już!”
Załóżmy jednak, że twoje dziecko to wyjątkowo uparty „egzemplarz”. Nie skutkuje tłumaczenie, odwracanie uwagi, a o byciu pomocnikiem w dźwiganiu dziecko nawet nie pomyśli, bo akurat zajęte jest histeryzowaniem. Co robić?
Przede wszystkim musisz uświadomić sobie jedno – noszenie 3-latka na np. trzecie piętro to wielkie nieporozumienie. Skoro malec się tego domaga, to coś poszło nie tak i teraz trzeba to „odkręcić”. Kluczowe jest tu jedno słowo – konsekwencja.
„Nie mogę brać cię na ręce, bo potem bolą mnie plecy. Musisz iść sama” – te słowa powtarzaj jak mantrę. Jeśli rzecz dzieje się na klatce schodowej, stań za uparciuchem, włóż mu ręce pod pachy i tak „zaprowadź” aż do mieszkania – nawet, jeśli dziecko będzie krzyczało i się wyrywało. To o wiele lepsze rozwiązanie, niż brutalne ciągnięcie za jedną rękę. Po trzech, czterech tego typu wejściach malec zrozumie, że jego protesty nie przyniosą rezultatu. Podobne rozwiązanie możesz zastosować, gdy macie do pokonania małą odległość, ewentualnie (jeśli dziecko nie kładzie się na ziemi) możesz po prostu mocniej przytrzymać je za rękę i nie zważać na protesty.
I pamiętaj – nie noś. Jeśli ulegniesz, twoje dziecko zrozumie, że osiągnięcie celu jest po prostu kwestią czasu. I następnym razem będzie demonstrowało swój bunt… jeszcze dłużej!
A tutaj mała ściągawka dla Was: