Monitor oddechu – zbędny gadżet czy strażnik spokojnego snu matek?
Współczesne mamy nie muszą nieustannie zamartwiać się o to, czy ich niemowlę jest bezpieczne podczas snu – kontrolować odpoczynek maluszka może monitor oddechu. Sprzęt ten nie jest nowością na rynku, ale wciąż budzi kontrowersje. Czy to zbędny gadżet dla mam „panikar” czy wręcz przeciwnie – przydatne urządzenie, które pozwala zadbać o bezpieczeństwo maluszka?
Źródło zdjęć: pixabay.com
Monitor oddechu – co to jest? Jak wygląda, działa i ile kosztuje?
Monitor oddechu to urządzenie, które – jak sama nazwa wskazuje, kontroluje poprawny sen dziecka. Składa się on z jednej lub dwóch mat (z czujnikami), które wkładane są pod materacyk oraz urządzenia, które wskazuje poprawność oddechu albo – gdy dziecko przestaje oddychać, wydaje z siebie bardzo głośny dźwięk alarmujący. Z początku, gdy czujniki nie zarejestrują czynności oddechowej (ruchu) przez 15 sekund, w większości modeli pojawia się sygnał ostrzegawczy. Gdy po kolejnych 5 sekundach dziecko nie oddycha, włączany jest niezwykle głośny alarm.
Monitor oddechu dedykowany jest przede wszystkim dzieciom z tzw. grupy ryzyka, czyli tym o bardzo niskiej wadze urodzeniowej oraz wcześniakom. To właśnie te maluchy w szczególności narażone są na niebezpieczny bezdech albo zespół nagłej śmierci łóżeczkowej (SIDS) – informacje o tym podawane są już nawet w szkole rodzenia.
Ceny czujników są bardzo różne i wahają się od 300 do nawet 1000 złotych. Nie brakuje jednak także używanych, w pełni sprawnych modeli, które można kupić nawet za połowę ceny.
Czy warto kupić monitor oddechu?
Chociaż tego typu sprzęt dedykowany jest głównie dzieciom z grupy ryzyka, wielu rodziców donoszonych i w pełni zdrowych dzieci także zastanawia się nad jego zakupem. Nie da się ukryć, że chociaż SIDS jest rzadkością, to każda mama na myśl o takim zagrożeniu odczuwa gwałtowny niepokój. I niemal każda regularnie podchodzi do łóżeczka „na kontrolę”, gdy noworodek smacznie śpi.
Niemniej, zdania w kwestii słuszności zakupu takiego urządzenia są podzielone.
Oto przykładowe argumenty obu stron – na początek wypowiedź Mai, mamy 5-letniej Igi i 3-letniego Oskara:
– Moim zdaniem jest to po prostu bzdurny gadżet, który ma wywoływać panikę i wyciągać kasę z portfela rodziców. Śmierć łóżeczkowa występuje niezwykle, niezwykle rzadko, potwierdzi to każdy pediatra. Poza tym jest to urządzenie, a ono, jak każde, może wywoływać sztuczne alarmy. Moja koleżanka prawie zeszła na zawał, kiedy zawył alarm. Okazało się jednak, że dziecko po prostu przesunęło się pod same szczebelki i mata nie wychwyciła jego oddechu. Po co te stresy? Wystarczy kłaść dziecko w bezpiecznej pozycji, wyrzucić wszystkie poduszeczki, blokujące przepływ powietrza ochraniacze i maskotki i wszystko będzie dobrze. Nie dajmy się zwariować – podkreśla.
Innego zdania jest Kamila, mama 2-letniej Łucji:
– Absolutnie się z tym nie zgadzam. Może i jestem panikarą, fakt. Ale chodzi o życie oraz zdrowie mojego dziecka i uważam, że takie sprzęty są potrzebne. Oczywiście, że śmierć łóżeczkowa występuje niezmiernie rzadko. Ale występuje. A jeśli będę tą jedną ze stu tysięcy matek, którą to dotknie? Przecież te „jedne na tysiąc” kobiety gdzieś żyją, istnieją. Dlatego właśnie, gdy urodziła się Łucja, kupiłam monitor. Kiedy miała 6 tygodni, zachorowała na zapalenie krtani. Pediatra nakazał inhalacje, jako że infekcja nie zapowiadała się groźnie. Kiedy o 21 zawył alarm, biegłam do pokoju córki tak, że strąciłam ramki ze zdjęciami ze ściany. Leżała tak, jak ją położyłam, w ogóle nie reagując na wyjący alarm. Wyciągnęłam ją z łóżeczka, zaczęłam panicznie do niej pokrzykiwać- nic. Dopiero, kiedy delikatnie nią potrząsnęłam, otworzyła oczy i zaczęła płakać. Na pogotowiu powiedzieli, że nie ma obrzęku krtani, ale zostawili nas na obserwację. Do tej pory nie wiem, co to było. Ale wiem, że moje dziecko nigdy nie miało głębokiego snu, zawsze budziła się na każdy drobny hałas. I do tej pory pamiętam to uczucie, gdy zobaczyłam ją, leżącą w tym hałasie i nie reagującą na wyciągnięcie z łóżeczka. Być może spała tym razem tak mocno, a być może Łucja była tym jednym dzieckiem na miliony, u którego pojawił się SIDS. W każdym razie matę zostawiłam dla drugiego dziecka – wyjaśnia Kamila.
Wniosek jest jeden – każda z nas musi samodzielnie podjąć decyzję, które stanowisko jest jej bliższe i czy zakup monitora oddechu jest dobrym pomysłem. Niemniej, jeśli podejmiesz decyzję, że potrzebujesz takiego sprzętu, pamiętaj :
• sprzęt to tylko… sprzęt. Może zawieść. Jeśli więc usłyszysz alarm, w pierwszej kolejności nie trzęś dzieckiem, tylko wyłącz alarm i sprawdź, czy malec oddycha.
• skoro już taki sprzęt jest w domu, to niech pracuje. Poproś wszystkie osoby, które kładą dziecko spać (mamę, męża) o włączanie urządzenia.
• kładąc maluszka, staraj się układać go w obszarze maty, czyli na środku łóżeczka.
• sama mata to jedno, ale ostrożności nigdy za wiele. Poza włączaniem urządzenia zadbaj o to, by dziecko nie spało na poduszce, leżało na pleckach lub na boczku (jeśli mocno ulewa). Łóżeczko musi być przewiewne – nie zakrywaj go baldachimami i wielkimi ochraniaczami. Na początku lepiej też sprawdza się mocniej przylegający kocyk niż sztywna kołderka