Rozpinasz sobie kurtkę? A co z dzieckiem…
Jest piękny, wiosenny dzień – przełom marca i kwietnia. Rodziny, skuszone słońcem i temperaturą w okolicach czternastu stopni Celsjusza, wychodzą na długie spacery. Słońce świeci, ptaki śpiewają, w powietrzu czuć wiosnę. Dorośli rozpinają kurtki, ściągają czapki, chowają szale. Kiedy jednak ich dzieci pytają: „mogę też?” słyszą: „nie, nie będę z tobą biegać po lekarzach!” Więc pędzi taki dwulatek na plac zabaw – w szaliku, czapce, czasem i rękawiczkach, z kurtką zapiętą pod samą brodę. Zgrzany, upocony, w końcu rozdrażniony i płaczliwy. Dlaczego robimy to swoim dzieciom?
Przedstawiony sceny odgrywają się CO ROKU. Każdego roku to samo – ci, którzy mają rozsądne podejście do hartowania i ubierania dzieci, ze zdumieniem patrzą na biedne maluchy, które w piękne, wiosenne dni męczą się w ubraniach przeznaczonych na srogie mrozy albo w ciężkich, wózkowych śpiworach. Ich rodzice – czasem rozbierający się do cienkiego sweterka, nie widzą w tym niczego złego. To przecież dzieci, trzeba dbać o ich zdrowie, prawda?
Dlaczego to robimy?
Z troski, rzecz jasna – tyle, że źle pojętej. Boimy się, że pozwalając dziecku na swobodne rozpięcie kurtki i zrzucenie czapki, sprawimy, że zaraz coś „złapie”. Nawet lekkie wychłodzenie malca kojarzy nam się z wielkim ryzykiem – dziecku musi być cieplutko.
Druga kwestia to polska mentalność, tak szalenie inna od mentalności szwedzkiej, norweskiej czy angielskiej. W tych krajach dzieci są hartowane – rodzice zakładają, że nie ma czegoś takiego, jak „zła pogoda na spacer i zabawę”, a gdy dziecku będzie zimno, to po prostu o tym powie. I dzieciaki bawią się w deszczu, jesienią biegają bez czapki, z rozpiętymi kurtkami i rumieńcami od wiatru.
W naszym kraju to nie do pomyślenia – na sam widok trzylatka bez czapki (w październiku!) aż nas kusi, by mu coś założyć, otulić, ogrzać. Niemowlęta ubierane są nie w jedną, a w trzy warstwy więcej i nie rezygnujemy z tego, gdy malec zaczyna śmigać po placu zabaw. Zakryte muszą być plecki, główka, stópki, a zimne rączki malca to już powód do paniki. Tak jesteśmy wychowywani – dziecku ma być ciepło. I koniec.
Co robimy własnym dzieciom, przegrzewając je?
Według lekarzy, przegrzewanie dzieci to powszechny błąd rodziców. Chcą dobrze, nie zdają sobie sprawy z konsekwencji własnych zachowań. Nie rozumieją, że lekkie wychłodzenie dziecka jest dla jego organizmu po stokroć lepsze, od przegrzewania. Ale skonkretyzujmy – oto, co robisz swojemu malcowi, gdy w ciepły, wiosenny dzień nie pozwalasz mu się rozebrać:
- zwiększasz jego podatność na infekcję
Chcąc ochronić dziecko przed infekcjami, w rzeczywistości narażasz je na nie. Dziecko, które ubrane jest zbyt grupo, zaczyna się pocić – to naturalna reakcja organizmu. Spocone jest bardziej narażone na atak bakterii i wirusów, bo w razie nawet lekkiego wiatru dochodzi do nagłego ochłodzenia ciała – drobnoustroje mają łatwiejsze zadanie. Gdyby jednak ten sam wiaterek owiał dziecko, które spocone nie jest, ryzyko infekcji znacznie spada.
- doprowadzasz do zaburzenia odporności
Nie bez powodu lekarze notorycznie podkreślają, że dzieci trzeba hartować. Jeśli tego nie robimy, organizm nie przyzwyczajony do chłodu. Nieco upraszczając, gdy ten chłód się pojawia, ciało dziecka zaczyna z nim walczyć. A powinno zwalczać bakterie i wirusy, prawda? W efekcie mamy dzieci, które chorują non stop. Katarek, kaszelek, angina, zapalenie ucha, zapalenie oskrzeli – na zmianę, co kilka tygodni. Tę sytuację mogłoby zmienić hartowanie, ale rodzice… nie chcą z niego korzystać. Zapętlają się w błędne koło – niehartowany malec zaczyna chorować, więc rodzice uważają, że nie można go hartować… bo zbyt często choruje.
Jak się czuje twoje dziecko?
Zdrowie to jedno, samopoczucie twojego dziecka to druga sprawa. Bieganie w grubej kurtce w ciepły dzień to żadna atrakcja dla dzieci!
Każdemu rodzicowi, który sam zrzuca z siebie kolejne warstwy, ale nie pozwala na to szalejącemu na placu zabaw dziecku, należałoby obowiązkowo założyć wszystko z powrotem i nakazać biegać w tę i z powrotem. Po czterech minutach powiedziałby: „Nie mogę, mam dość, zaraz się ugotuję” i w sekundę zrzuciłby zbyt grube ciuchy. Bo może. Dziecko nie może. I wyobraź sobie, jak się z tym czuje.
Rodzicu, rozepnij dziecku kurtkę!
Na koniec mamy dla ciebie garść ważnych wskazówek. Zapamiętaj je i odważ się na rozsądne podejście w pierwsze dni wiosny!
- Dajże spokój z tą czapką. Lekarze podkreślają, że nie jest ona potrzebna, gdy temperatura sięga powyżej 10-12 stopni. Nie martw się o zapalenie ucha – ono powstaje od wirusów i bakterii, nie od wiatru.
- Dziecko, które sporo biega, powinno mieć o jedną warstwę mniej niż dorośli. Nie bój się, będzie czuło się świetnie i na pewno nie będzie mu zimno. Z dwojga złego lepiej dziecko ubrać troszkę za cienko, niż za grubo.
- Zaufaj swojemu dziecku – tylko ono wie, czy jest mu zimno czy ciepło. Jeśli więc mówi, że „nie, mamo, nie jest mi zimno”, po prostu odpuść. Ono naprawdę wie, co mówi. A jeżeli to nie wystarczy, to sprawdzaj temperaturę na jego karku – pamiętaj, że to tam możesz poznać przybliżoną wewnętrzną temperaturę ciała dziecka. Nie na rączkach, i nie na nosku…