Z punktu widzenia nauczyciela: oto 5 rzeczy, których Ty, rodzicu, nie powinieneś robić!
Szkoła jest dla naszych dzieci niemal jak drugi dom. To tutaj uczą się one samodzielności i szanowania autorytetów, zdobywają przyjaciół i odnoszą sukcesy. Czasami jednak w tym procesie przeszkadzają… rodzice. Choć kochają i wspierają, popełniają czasami poważne błędy. Oto 5 z nich – strzeż się ich jak ognia.
1. Nie dawaj dziecku telefonu do szkoły
Ciągle obniża się średnia wieku, w którym dziecko otrzymuje smartfon na własność – obecnie ma go nawet wiele cztero- czy pięciolatków. Uczeń w drugiej klasie szkoły podstawowej, który na przerwach wyjmuje komórkę, nie jest zatem dla nauczyciela zaskakującym widokiem. Zaskakujące nie są również tego efekty, o których mówi Anna, nauczycielka z Bydgoszczy:
– Rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, jak wielką krzywdę robią swoim dzieciom, kiedy dają im do szkoły telefon komórkowy. W drugiej klasie szkoły podstawowej, w której pracuję, komórkę ma około 60% uczniów. W trzeciej już niemal każde dziecko biega ze smartfonem, choć właściwie „biega” to niewłaściwe określenie – te dzieci właściwie niewiele się ruszają. Nie rozmawiają ze sobą, nie wymieniają sekretów, nie ścigają się i nie mają szalonych pomysłów. Wszystko zostało zastąpione przez siedzenie z pochyloną głową i izolację od świata. Widzę też, że robią się bardziej agresywne wobec siebie, mają ogromny problem ze skupieniem uwagi oraz z nauką. Rywalizacja o najnowszy model telefonu także nie poprawia wzajemnych relacji. Są oczywiście rodzice, którzy telefonom w tym wieku mówią „nie”, ale ich dzieci często… nie mają się wtedy z kim bawić. Czują się gorsze, bywają ignorowane. Argumentem rodziców jest potrzeba kontaktu z dzieckiem, ale przecież w tym celu wystarczyłby smartwatch, na którym nie da się grać, ale można zadzwonić do rodziców. Mówiłam kiedyś o tym na którymś ze spotkań, niestety bez rezultatu. I teraz jest tak, że np. w świetlicy jest czworo uczniów i mnóstwo zabawek oraz gier planszowych, a dzieci nawet ze sobą nie rozmawiają, bo siedzą w telefonach. Bardzo smutny widok. – dodaje pani Anna.
2. Nie przejmuj szkolnych obowiązków dziecka
Wydawałoby się oczywiste, że organizowane w szkołach konkursy są dla dzieci i to właśnie dzieci powinny brać w nich udział. Jak jednak wyjaśnia Kamila, pedagog z Warszawy, nagrody często zdobywają… rodzice:
– Oczywiście nieoficjalnie – bo niby nagradzamy dzieci. Nietrudno jednak domyślić się, kto stoi za trójwymiarowym obrazkiem wymagającym co najmniej kilku godzin wytężonej pracy. Konkursy to jednak „pikuś”, prawdziwym problemem jest to, że wielu rodziców odrabia lekcje za dzieci. W zeszłym roku jedna z matek rozwiązywała zadania za dziecko, a potem nakazywała mu tylko przepisywać. Dziecko samo się przyznało. W rozmowie ze mną matka wyjaśniała, że w przeciwnym razie odrabianie lekcji zajmuje dziecku aż dwie godziny i ono wtedy płacze. Rozumiem troskę, ale to idzie w złym kierunku. Takie dziecko nie tylko przeżywa dramat podczas sprawdzianu w klasie, ale nie uczy się odpowiedzialności za własne działanie. Po co, skoro wszystko załatwi mama czy tata? – pyta pani Kamila.
3. Nie otaczaj dziecka przesadną troską
– Troska rodziców to cudowna sprawa, wiele dzieci w naszej szkole ma jej niestety za mało. – podkreśla Joanna ze szkoły podstawowej w Gdańsku. – Są jednak i tacy rodzice, którzy nie widzą jej granic. Aktualnie mam pod swoimi skrzydłami klasę drugą. Proszę sobie wyobrazić, że większość z tych dzieci nie umie wiązać sznurowadeł – robią to za nich rodzice. Co gorsza, pomagają nawet dzieciom… zakładać kurtki. W domu nie kontrolują plecaków dzieci, tylko pakują je za swoje pociechy, jakby to był ich obowiązek. Wiele dziewięciolatków jest odprowadzanych przez rodziców, mimo, że do szkoły mają bardzo blisko. To dzieci, które nie muszą o niczym pamiętać, na niczym się skupić i to widać w trakcie zajęć. Gdy nie ma blisko mamy i taty, moi uczniowie sobie po prostu nie radzą. Nie są samodzielni, bo nie muszą być – dodaje nauczycielka.
4. Nie przerzucaj winy za wszystkie błędy dziecka na nauczycieli
– Temat rzeka – kwituje Magda ze szkoły w Warszawie. – Może i będę jedną z tych, którzy mówią: „Kiedyś to było inaczej”, trudno. Fakty są jednak takie, że kiedyś było inaczej. Gdy dziecko dostało jedynkę, bało się przyznać w domu. Teraz boi się nauczyciel, bo rodzice nie przyjmują do wiadomości, że ich pociecha mogła się po prostu nie nauczyć – to przecież my jesteśmy od tego, by umiało, nie rodzice. Dziecko rzuci brzydkim tekstem do wychowawcy? Nasza wina, bo złapało takie słownictwo w szkole, nie radzimy sobie. Pobiło kolegę? Dzieci już takie są, a prośba o wyciągnięcie konsekwencji to „uwzięcie się”. Co gorsza, rodzice niewybrednie komentują zachowanie nauczycieli w domu, przy dzieciach – one to przecież słyszą. Efekt tego wszystkiego jest taki, że w naszej szkole nauczyciele bywali już wyzywani, a nawet i opluwani. Po co ich szanować, skoro nie robią tego rodzice? Później będzie jeszcze gorzej, bo takie dziecko przestanie szanować też rodziców – podsumowuje pani Magda.
5. Nie dawaj do zrozumienia, że szkołę można „odpuścić”
Pedagodzy i lekarze już od lat przestrzegają przed zwolnieniami z WF-u – piszą je rodzice, których dzieciom po prostu „nie chce” się ćwiczyć. To jednak nie jedyny problem:
– Zwykle na przełomie września i października mała część uczniów jest nieobecna – wyjaśnia Marta, nauczycielka z Krakowa. – Powód to nie katar, ale… Kanary. Rodzice kupują wycieczki „last minute” i po prostu uznają, że usprawiedliwią nieobecność dziecka. Nie musi chodzi do szkoły, bo wakacje są ważniejsze. I o ile rozumiem, że cena jest okazyjna, o tyle warto pamiętać, że takie dziecko wyciąga własne wnioski. Mieliśmy już ucznia, który poszedł na wagary, bo „Na wakacjach mama mówiła, że czasem można sobie odpuścić”. Dziecko uznało, że skoro mama może tak zadecydować, to ono też. To nie wszystko – są rodzice, którzy zgadzają się na nieobecność, bo dziecko po prostu „nie chce iść dzisiaj do szkoły”. I one później tej szkoły nie traktują poważnie – podkreśla Marta.
A ty – jakie masz zdanie?
Zgadzasz się z tymi zarzutami? Uważasz inaczej? A może w postawie innych rodziców razi cię co innego? Koniecznie podziel się swoim zdaniem w komentarzu!
Co do „odpuszczania” u mnie w domu było tak. Raz na semestr mogłam sobie odpuścić pod warunkiem, że tego dnia nie było sprawdzianu lub czegoś ważnego. Przez całą moja edukację skorzystałam z tego chyba 3 razy, ale bardziej przez to, że źle się czułam i później trafiałam do lekarza niż przez „nie chce mi się”. Moja mama nigdy nie odrabiała za mnie lekcji, a siedziała ze mną i tłumaczyła, czasem i po kilka godzin.
Zgadzam się z tym artykułem w 100% ????
Może jakiś mądry artykuł ktoś napisze do nauczycieli? O oku wielkiego brata, tzn. dzienniku elektronicznym. Wszyscy wymagają od dzieci samodzielności, a nauczyciele z każdą pierdolą piszą. Dzieciaki są non stop obserwowane, nie mogą popełnić błędu, więc jak mają uczyć się? Kiedyś był wykład dwa razy na semestr, po wywiadówce, teraz ciągła inwigilacja. Pomijam nawiedzonych rodziców sprawdzających dziennik kilka razy dziennie.
Całkiem szczerze i jako były nauczyciel… elektroniczny dziennik to pierdoła na resorach. Ale niestety w wielu wypadkach – nie napiszesz : połowa rodziców i tak ma gdzieś a druga będzie wściekła ze nie napisałeś. Napiszesz : ci co maja gdzieś są wściekli, ci co chcą dzieci „usamodzielnić” też są wściekli a reszta ma gdzieś bo i tak nie czytają.
A jak nie napiszą to też jest źle ????????????
Masakra. Ostatnio, aż z lekarzem na ten temat rozmawiałam i ona wprost stwierdziła, że wszyscy zapominają, że dzieci są dziećmi, a wszyscy oczekują, że już 7-latek będzie zachowywał się idealnie, jak „dorosły”. Internet kipi wiedzą na temat psychiki i zachowań dzieci, ale w praktyce wygląda to zupełnie inaczej.
Co do punktu 1, to się zdecydowanie nie zgadzam, moje dziecko ma telefon przy sobie w szkole, jest wyciszony, a przerwy spędza na korytarzu bawiąc się z innymi dziećmi i właśnie dostał uwagę za to, że biegał po korytarzu, nauczyciele sami sobie zaprzeczają-z jednej strony narzekają, że dzieci siedzą z nosem w komórkach i nie mają żadnego ruchu, a z drugiej strony zabraniają biegać po korytarzu, gdzie tu sens? ????????????
Przecież to jedno drugiemu przeczy. Z telefonem źle i nauczyciele twierdzą że dzieci za mało biegają? No przecież nie wolno biegać w szkole????bo zaraz są upomnienia, uwagi. To co im wolno? Co do odrabiania lekcji przez rodziców to niech nie zadają tyle żeby dziecko nie kwitło do wieczora nad lekcjami! Gdzie czas na odpoczynek, zabawę? Nic dziwnego, że dzieci są przemęczone, nerwowe bez zapału do nauki.
Mój syn uczył się w szkole bardzo dobrze i zawsze wiosną lub jesienią poza feriami wyjeżdżaliśmy za granicę.
To były dalekie podróże. Syn poznawał świat, innych ludzi i obce kultury.
Nie mogliśmy wyjeżdżać w tropiki w środku lata lub w czasie pory deszczowej, lub w środku zimy na Antarktydę.
Musieliśmy wybierać pory roku, kiedy można było bezpiecznie się przemieszczać poza klimatyzowanymi hotelami.
Dziś syn kończy drugi fakultet, zna biegle 3 języki i w każdej chwili potrafi pojechać na koniec świata i wrócić.
Podróże kształcą, uczą tolerancji. Młody człowiek docenia, że żyje w bezpiecznym miejscu świata, ma co jeść i może się uczyć.
Dlatego nie zgadzam się z tym, że dziecko nie powinno podróżować, z uwagi na szkołę.