„Eeee, teraz to masz luz. Poczekaj, aż zaczną się ząbki!”
„Poczekaj na…” – to słowo klucz, którego używają bardziej doświadczeni rodzice do straszenia tych świeżo upieczonych. Poczekaj na to, poczekaj na tamto, poczekaj, aż… – krótko mówiąc, ciesz się szczęściem, bo czeka cię kiepska przyszłość. Skąd w ludziach taka potrzeba „ostrzegania” i czy w tych scenariuszach jest trochę prawdy?
W okresie ciąży
Nie do końca przyjemne „wizje” możesz usłyszeć już w momencie, gdy ogłosicie radosną nowinę. Co wówczas, poza gratulacjami, pada najczęściej?
- „Ciąża i te mdłości to wszystko nic, poczekaj na poród!”
Jeśli będziesz miała szczęście, usłyszysz tylko, że poród jest po prostu trudny i bolesny. Jeśli szczęście na tę chwilę cię opuści, zostaniesz uraczona godzinną historią o mękach, krwi, śluzie, umieraniu, krzyku, cięciu i szyciu od pochwy po sam kark.
Jak jest naprawdę? Jest takie powiedzenie: „Kobiety, które nie rodziły boją się, bo nie wiedzą, co je czeka. A te, które rodziły boją się, bo już to wiedzą”. Cóż – poród boli i to mocno. Jest jednak do przeżycia, a wiele historii na jego temat jest mocno przejaskrawionych. Jeśli jednak bardzo boisz się tego, o czym usłyszałaś – poszukaj szpitala, w którym istnieje opcja skorzystania ze znieczulenia zewnątrzoponowego. I pamiętaj – nie może być tak źle, przecież tak wiele z nas decyduje się na drugie i kolejne dziecko!
- „Teraz jesteś nastawiona na karmienie, ale poczekaj, aż urodzisz – może być różnie!”
Powyższe słowa są tymi dobrymi. W gorszej opcji usłyszysz historię o popękanych do krwi brodawkach, „słabym” pokarmie albo jego braku oraz wiecznym „przyssaniu” dziecka przy piersi.
Jak jest naprawdę? Najprawdopodobniej kłopoty rzeczywiście się pojawią. Żyjemy jednak w pięknych czasach, w których mamy bogaty dostęp do poradni laktacyjnych. To właśnie tam możesz uzyskać wartościową pomoc, dzięki czemu będziesz mogła cieszyć się wyjątkową więzią tworzącą się z dzieckiem – jak wiele mam. A jeśli nawet się nie uda, jest mleko modyfikowane, które jest bardzo dobrze skomponowane.
Gdy pojawia się niemowlę
- „Teraz jeszcze jest spoko, poczekaj na kolki!”
A jak już się pojawią, to będzie dramat. Cztero-, sześcio-, ośmiogodzinne wycie!
Jak jest naprawdę? Kolki rzeczywiście bywają bardzo męczące dla dziecka i dla jego rodziców, ale opowieści o czasie trwania płaczu bywają nieco… przesadzone. Poza tym, istnieje sporo metod na ukojenie bólu maluszka – od kropli, po masaże i herbatki. Z całą pewnością sobie poradzicie. A w międzyczasie wasza troska zostanie nagrodzona pierwszymi uśmiechami!
- „Już się tak nie wyśpisz, jak zaczną się ząbki!”
Wizja dziecko rozpaczliwie płaczącego przez 24 h z powodu wyżynania się ząbków rzeczywiście może przerażać. Zwłaszcza, gdy usłyszymy: „gorączka, płacz, brak apetytu – dramat!”
Jak jest naprawdę? Eee tam, nie tak źle! Pewnie, że wyżynanie się ząbków nie jest dla dziecka komfortowe, ale to naprawdę żaden dramat. Po pierwsze – maluszka w wieku sześciu miesięcy łatwiej już czymś zająć i złagodzić jego ból (będziesz miała dostęp do większej ilości środków przeciwbólowych). Po drugie – są dzieci, które w tym okresie w ogóle nie zmieniają swojego zachowania. Ot, ktoś nagle dostrzega w małej buzi charakterystyczną koroneczkę. Może będziecie w tej właśnie grupie?
- „Już sobie nie wypijesz tak spokojnie kawy, gdy zacznie raczkować. WTEDY TO SIĘ DOPIERO ZACZYNA!”
A jako gratis historia pt.: „A wiesz, mojej kuzynki córka, jak zaczęła raczkować, to ściągnęła obrus i wylała na siebie gorącą kawę. Koszmar, do dziś ma wielkie blizny!” Strach się bać!
Jak jest naprawdę? Oczywiście, że kiedy dziecko zaczyna raczkować, robi się trochę trudniej, bo trzeba mieć oczy dookoła głowy. Ale przecież to jednocześnie taki cudny okres! Maluch zaczyna gaworzyć, chichocze, tuli się. I nie martw się, zdążysz się napić tej kawy. A obrusy i wazony można po prostu schować. Będzie dobrze!
- „Teraz? Teraz to masz luz! Poczekaj tylko, aż będzie drugie!”
I nie napijesz się już nie tylko kawy, ale nawet wody, tylko będziesz biegać z wywieszonym językiem między obowiązkami i dziećmi, ot co!
Jak jest naprawdę? No cóż, gdy pojawi się to drugie, czasem z nostalgią pomyślisz o tym, kiedy spokojnie spacerowałaś z pierworodnym w głębokim wózku. Ale wystarczy dobra organizacja, aby spokojnie poradzić sobie z dwójką dzieci (a nawet i z trójką!). Co ważniejsze jednak – nigdy nie zamieniłabyś się na ten „luz”, bo drugie dziecko będziesz kochać równie mocno, jak pierwsze!
Później
„Poczekaj, aż zaczną mówić”, „Poczekaj, aż pójdzie do przedszkola i zacznie chorować”, „Poczekaj, aż zacznie pyskować”, w końcu „poczekaj, dopiero w szkole zaczną się problemy. Małe dziecko mały kłopot, duże dziecko… wiadomo”. Właściwie na każdym etapie życia swojego dziecka będziesz przestrzegana przed „strasznym” kolejnym okresem.
Jak jest naprawdę i skąd to całe straszenie?
Tak naprawdę wcale nie można powiedzieć, który z okresów życia dziecka jest „najgorszy” czy „najbardziej męczący”, tak samo, jak nie można stwierdzić, które jest „najlepszy”. Każdy z etapów ma swoje dobre i złe strony. Niemowlę jest malutkie i rozkoszne, ale nie powie, czy i co go boli. Wyobraźnia trzylatka bywa niebezpieczna, ale te wszystko nowe słówka, te wszystkie: „kocham cię mamusiu!” – do schrupania! Starszak wdaje się w nieskończone dyskusje, ale jak cudownie być z niego dumnym, że jest taki duży, mądry, odpowiedzialny!
Skąd więc to całe straszenie? Cóż, niektórzy po prostu nie zdają sobie sprawy, że ich komunikaty są trochę negatywne – słowa: „poczekaj, aż” traktują zazwyczaj jako wstęp do zabawnej czy nieco strasznej historii. Inni chcą być pomocni – ostrzeżenia to dla nich okazja do zaprezentowania porad dla rodziców. A są też tacy, którzy dzięki takim opowieściom czują się bardziej doświadczeni i mądrzejsi – po prostu trochę rośnie ich ego.
Tak czy siak, nie bierz zbyt serio tych wszystkich opowieści. Bo bycie rodzicom to po prostu przygoda od samego początku, od pierwszego dnia. Bywa trudno, bywa ciężko, ale nie zamienilibyśmy rodzicielstwa na nic innego. Bo jest po prostu przede wszystkim… piękne!
Jak ja nie znosiłam takich dobrych rad!!!!! Żyg… się chce. Moja mama zawsze powtarzała „Małe dziecko to mały problem, duże dziecko to duży problem” – i tak odpowiadałam 😉 haha